Jakość i wsparcie techniczne produktów Sony

Jakość i wsparcie techniczne produktów Sony

Cześć!

W zasadzie nie zdążyłem się przedstawić. Jestem Kamil, jestem tu nowy. Interesuje się ogólno-pojętą technologią. Zawsze lubiłem się trochę rozgadać, gdy rozmawiam z przyjaciółmi, szczególnie o nowinkach czy moich przeżyciach ze sprzętem. Skoro mam okazję pisać na tym portalu, to tutaj będę przelewać swoje przemyślenia.

Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie stworzenie serii w stylu felietonów. Trochę zganić, trochę pochwalić producentów; ogólnie rozpisać się o technologii. Będzie to seria na luzie, bez żadnych twardych faktów czy informacji. Tak czy siak, przejdźmy do dzisiejszego tematu! (adsbygoogle = window.adsbygoogle || ).push({});

Od zawsze lubiłem produkty Sony. Moją przygodę z nimi zacząłem w szkole podstawowej, gdzie rodzice kupili mi w abonamencie Sony Ericssona k510i. Był dobrze wykonany i działał jak należy. 25MB pamięci przeznaczonej dla użytkownika nawet mi starczało, szczególnie, że używałem go tylko do rozmów i smsów. To były czasy, kiedy Sony potrafiło wyprodukować telefon, którego nie trzeba odsyłać co miesiąc na gwarancje. Parę lat później, po paru telefonach innych marek dostałem od taty Xperie neo V i tu zaczęły się schodki z ich produktami. Po 2 miesiącach padł wyświetlacz, a że telefon był po gwarancji to dużo zrobić nie mogłem. Nie miałem też pieniędzy na naprawę. Jak na tamte standardy, to był to całkiem dobry model, chociaż mogłem wtedy nie mieć po prostu jakichkolwiek oczekiwań od telefonu. Następnym telefonem od Sony była Xperia m2. Okej, okej, rozumiem – nie kupować średniaków od Sony. Niestety, nie było mnie stać na żaden telefon, a branie czegoś za do 100zł w abonamencie to była jedyna możliwość posiadania nowego telefonu. M2 nie była taka zła, oprócz przedniego aparatu. Jak na telefon, który miał obsłużyć fb, messengera i przeglądarke nie było źle. Mi się poszczęściło, bo nie miałem z nim większych problemów technicznych, natomiast już wtedy opinia o serii M była taka, że grzejnik i gwarancja co chwilę. Oprócz tego, że stłukł mi się ekran i musiałem go wymieniać na własną rękę to większych nieprzyjemności nie miałem. W tym momencie zacząłem mieć oczekiwania co do aktualizacji. Startował on z Androidem 4.3 i dostał szybką aktualizację do 4.4. Na 5.0 czekałem długo. Tak długo, że aż kupiłem kolejny telefon z serii M, mając nadzieję, że będzie lepiej. Xperia m4 aqua trafiła do mnie i… po 2 dniach poszła na gwarancję. Nie dało się przenieść aplikacji na kartę SD. odesłałem ją 2 razy, bo stwierdzili, że nie ma usterki. Po 2 razie stwierdziłem, że poczekam trochę przez wysłaniem go jeszcze raz – w końcu chciałem troche go poużywać. Aktualizacja wydana z miesiąc później łatała ten błąd. To nie koniec. Odesłałem ten telefon w sumie 6 razy przed oddaniem go z tytułu rękojmi. 2 razy karta SD, raz wyświetlacz, 2 razy mikrofon i 2 razy płyta główna. Po tym ostatnim stwierdziłem, że jak mam tak rzucać nim co miesiąc to chce nowy. W między czasie akurat wpadło troche gotówki, więc zakupiłem Oneplusa 3T. Wracając do m4, po tygodniu od oddania go z tytułu rękojmi zadzwoniła do mnie pani, z informacją, że nie dostanę innego telefonu, tak jak to zwykle Sony robi, a mogę jedynie dostać nowy egzemplarz m4 aqua. Stwierdziłem, że skoro i tak nie będę go używać, to co mi tam, nie każdy będzie się psuł co chwila. Odebrałem telefon i sprzedałem kumplowi. Sprawdziłem tylko przed sprzedażą czy wszystko działa. Oczywiście po 2 tygodniach używania go przez kumpla znowu poszła płyta, znowu. Odesłałem telefon z tytułu rękojmi. Przyszedł po 3 tygodniach, nie nowy, a naprawiony, bez mojej zgody.Nikt mnie nie poinformował, że zamierzają go naprawić. Co więcej, support Sony twierdzi, że wyraziłem zgodę na naprawę, gdzie z zgłoszeniu wyraźnie jest napisane, że wyrażam zgodę na wymianę telefonu na nowy. Po perturbacjach z dzwonieniem raz do Play, a raz do supportu Sony, stwierdziłem, że gra nie warta świeczki, bo potrzebowałbym prawnika, a telefon nie jest po prostu tego wart. Przyrzekłem sobie, że to był ostatni telefon, który kupiłem z tej firmy.

Sony produkuje także słuchawki i są one nawet dobrej jakości. “Nic bardziej mylnego” cytując Radka Kotarskiego. Kupiłem słuchawki dokanałowe, te za 40 zł. Nie pamiętam jaki model, natomiast są to jedyne słuchawki za 40 zł dokanałowe od Sony dostępne do dzisiaj w każdym media markcie czy innym Euro RTV AGD. Pierwsze zgubiłem, jestem gapa, przyznaję. Zachwycony co oferują za 40 zł kupiłem drugie. Po 3 miesiącach jedna grała ciszej od drugiej. Oddałem je na gwarancję dopiero w momencie gdy przestała ta jedna słuchawka grać. Dostałem od ręki nowe, ale nie o to chodzi. Miesiąc później zdarzyło się dokładnie to samo, co zdenerwowało mnie do tego stopnia, że rozgniotłem je moją pięścią o stół. Nie inaczej, zakupiłem je jeszcze raz po sprawdzeniu oferty słuchawek za 40 zł. Uparłem się, że będę je wymieniać aż któreś nie będą działać cały czas. Kolejne 3 razy wymieniłem je na gwarancji, za 4 razem wymieniłem na inne. Pomyślałem, że nie można oczekiwać dużo od słuchawek za 40 zł, ale wymienianie ich co 3 miesiące to przesada.

Trochę inaczej było w przypadku słuchawek nausznych. Szukałem czegoś droższego, w lepszej jakości, niż wszystkie nauszne, które miałem wcześniej. Poprzednie, z innej firmy wymieniałem 3 razy na gwarancji, ale o jakości produktów w ogóle to w którymś z następnych akapitów. Wybór padł na model MDR-V55, za które zapłaciłem 200 zł. W końcu poczułem, że kupiłem naprawdę dobry produkt. Wytrzymywały każde upuszczenie, każde wyrwanie jacka z kompa. Do czasu, aż zahaczyłem kabel o klamkę, i w końcu się złamały. Plastik przy regulacji wielkości słuchawek nie wytrzymał kolejnej próby. Zadzwoniłem na infolinie Sony z pytaniem, czy można je naprawić, i jaki jest koszt. Co usłyszałem? 60 zł, ale technik może policzyć więcej w zależności co uległo awarii. Myślę sobie, no okej, trochę drogo jak za kawałek plastiku do słuchawek wartych 200 zł, ale cóż. Konsultant po chwili dodaje, że nie mają nowych części, są tylko używane z odsyłek. To przelało czarę. Nie po to kupuje słuchawki dobrej jakości, żeby w razie takiej sytuacji dowiedzieć się, że mogę dostać co najwyżej używany kawałek plastiku. Ja rozumiem, że nie są to popularne słuchawki i mogą nie mieć wszystkich części do oferowanych przez siebie produktów, ale c`mon, używany plastik, którego produkcja nie przekroczy 3zł? za 60 zł? SERIO?

Dochodzę do wniosku, że w tych czasach, nie liczy się sam produkt, czy sentyment i pewnego rodzaju więź z czymś co się używa na co dzień. Jedyne co się liczy to zarobek. No bo komu się opłaci naprawiać słuchawki, jak można odesłać je na magazyn a klientowi dać nowe, jeśli są na gwarancji? Gdy gwarancja nie obejmuje usterki to co? To płać za nowe, albo wykonaj nieopłacalną naprawę. Poza tym, co jest nie tak z producentami, żeby nie potrafili zrobić urządzenia, które się nie rozkracza co chwilę? Oczywiście, bardziej opłaca się ewentualne niedoróbki naprawić / wymienić, niż testować wszystko i poprawiać 2 lata. Być może ja po prostu mam pecha, a może to część producentów ma to gdzieś, i dla nich liczy się tylko zysk.

Nie sądzę, by coś się zmieniło w tym temacie. Ten system się sprawdza, a skoro się sprawdza, to po co kombinować. Mam nadzieję, że kiedyś, trafię na produkty, które będą służyły mi przynajmniej te 2 lata deklarowane przez producenta, lub ktoś będzie miał wsparcie techniczne, które mnie zadowoli. Niedawno zakupiłem trochę nowej elektroniki i mam nadzieję, że nie będę zawiedziony. Statystycznie rzecz biorąc, coś w końcu będzie po prostu dobre.

Tu zakończę temat. Jeśli macie coś do dodania, zapraszam do komentowania! Będzie powstawać więcej tego typu tekstów, jak najdzie mnie wena to podzielę się swoimi przemyśleniami na przeróżne tematy. Jeśli jesteś zainteresowany czytaniem moich felietonów, zachęcam do śledzenia stronki i naszego Fanpagu na Facebooku!

Dodaj komentarz